środa, 28 stycznia 2015

Kule do kąpieli Lush - czy warto?

Nie mam stałego dostępu do kosmetyków Lush nad czym niestety ubolewam, ponieważ bardzo lubię ideę ich produktów i testować mogłabym je w nieskończoność. Pisałam o tym już podczas okazji recenzowania czyścika Herbalism do twarzy i ciała . (Wszystkich którzy przegapili wpis zapraszam tutaj KLIK KLIK) Z jednej strony można powiedzieć, że brak sklepu w mieście w którym mieszkam, wypadałby uznać za duży plus dla mojego portfela,dzięki czemu też zakupy mogę przemyśleć, poczytać w internecie wasze recenzje, spisać listę i wtedy albo zamówić je online albo poczekać do najbliższego wypadu na zakupy do sklepu. Z drugiej strony wszystkie wiemy, że jeśli mamy na coś ochotę to chcemy tego tu i teraz a potem czasami zdarza nam się pieniądze zainwestować w zupełnie coś innego. Ot taka kobieca natura ;)
Poza tym trzeba przyznać, że  Lush wraz ze swoim krótkim terminem ważności i pojemnością, do taniego biznesu nie należy. Ogołocić portfel można bardzo szybko. Przyznaję się wszem i wobec i się tego nie wstydzę, że stać mnie na ich produkty, dopiero teraz, tutaj w Anglii, kiedy lżej mi wydać np 3 funty niż przysłowiowe ponad 15 zł za okrągłą pachnącą kulę do kąpieli, która ma umilić mi kąpiel. I dziś na tych produktach chciałabym się zatrzymać, bo testując w wolnej chwili jedną z zakupionych jakiś czas temu przeze mnie musujących kul do kąpieli, na tyle się zawiodłam, że nie mogłam tego tematu pominąć i tak zaczął powstawać wpis dla Was. ( Ja to jednak jestem taka emocjonalna...;))