wtorek, 29 września 2015

Pudło Malucha - Pudło Oliviera

W świecie blogów kosmetycznych króluje GlossyBox,JoyBox a także inne boxy i cuda. Ponieważ ostatnio krążę bardziej wokół zakupów dla niemowlaczka niż siebie samej, przeglądam często Instagram w poszukiwaniu czegoś ciekawego, nowego, czegoś co mnie zainteresuje. Uwielbiam kobiety, które mają pomysł na siebie, na swój business, w związku z czym kiedy wpadłam na stronę Pudło Malucha i poznałam Kasię, od razu pomyślałam: to coś dla mnie.
Na czym polega idea? Ile razy trafił Wam się nieudany prezent dla dziecka? Ile razy zastanawiałyście się, co kupić znajomej z okazji narodzin jej maluszka? Właśnie po to powstało Pudło Malucha. Swoje pudełko możecie skomponować wg potrzeb. Zaoferowano nam cztery kategorie:
  • maluch w drodze
  • maluch rośnie
  • prezent dla malucha
  • stwórz swoje pudło
 Sama skusiłam się na zakładkę "maluch rośnie" i przeglądając zdjęcia zamieszczone na stronie, skusiłam się na konkretny zestaw.

Teraz tylko musicie podać wiek maluszka, jego imię, rozmiar pudła ( duże = 219 zł, średnie = 109 zł, małe = 69 zł) plus wszelkie spostrzeżenia, życzenia itp.

Możecie pobrać ze strony listę produktów wraz ze zdjęciami i sami skomponować swoje pudełko. Poza tym Pani Kasia służy zawsze pomocą i w każdej chwili możecie napisać do niej o poradę :)

Jesteście ciekawe jaką wersję wybrałam dla siebie?


A co wchodzi w jego skład?
Zobaczcie same jakie cuda:



SuperRRO baby eco - eko gryzak i śliniak w jednym - Fantastyczne połączenie superchłonnegobambusowego śliniaczka z odczepianym  drewnianym gryzakiem.
Świetnie sprawdzi się już od pierwszego okresu ząbkowania.Grubość gryzaka idealnie nadaje się do bezproblemowego gryzienia oraz samodzielnego chwycenia już od 3 miesiąca życia. Jest lekki, a dzięki nasączeniu naturalnymi olejami, również antybakteryjny i nie rozwija się na nim pleśń. Drewno pochodzi z polskich lasów, a każdy gryzak wykonywany jest ręcznie na Podbeskidziu. Śliniaczek i gryzaczek czekają grzecznie na moment kiedy Olivier będzie mógł ich użyć a mama ma nadzieję, że ten etap (ząbkowanie) nie będzie czymś strasznym...

 


 SupeRRO Newborn–kocyk i osłona w jednym - Fantastyczny i uniwersalny produkt dla noworodków i niemowląt. Wykonany w 100% z miękkiego bambusa, zapewnia delikatną osłonę delikatnej skóry. Dzięki swoim wymiarom ( 70x70 cm) sprawdzi się jako pieluszka do odbicia dziecka, delikatny kokon w pierwszych tygodniach życia, otulacz na spacerze, cieniutki kocyk, ręczniczek czy też skuteczna zasłonka przeciwsłoneczna. Spowijanie dziecka działa kojąco i pozwala przedłużyć uczucie przebywania w ciasnym brzuchu matki aby noworodek mógł powoli adaptować się do nowego świata. Nie spowoduje przegrzania dziecka, łagodnie regulując temperaturę. Obszyty lamówką, pozwoli utrzymać prawidłowy kształt na dłużej. Zobaczcie sami jak Olivier śpi otulony w otulacz od Lullalove.  


 

Super Zabawka Mr B - do ogrzania, utulenia, mamlania, gryzienia, ssania, ciągnięcia, spania, na kolki przeziębienie, bóle brzuszka, ząbkowanie...Sekretem Mr B jest wkład solny, który po zgięciu patyczka nagrzewa się do temperatury 54 stopni. Kieszeń izolacyjna znajdująca się na plecach Mr B gwarantuje utrzymanie temperatury do godziny. Wkład ogrzewający jest wielokrotnego użytku! Po zastosowaniu wystarczy gotować wkład w wodzie przez kilka minut. Jest nietoksyczny, bezpieczny i co najważniejsze - nie powoduje oparzeń, jak to może mieć miejsce w przypadku popularnych metod ogrzewaczy brzuszka suszarką lub termoforem. Przytulanka wykonana jest z miękkiego pluszu wypchanego antyalergiczną włókniną. Z boku wszyto kolorowe metki. Nóżka szeleści przy dotyku. Mr B jest lekki i poręczny.
Zabawka zachwyciła mnie już na zdjęciach! Wiedziałam, że bardzo chcę by Olivier ją miał, właśnie ze względu na kształt i super kolory (czerń, biel a potem czerwień, czyli pierwsze barwy jakie zauważają nasze szkraby!). Na razie jest jeszcze za malutki, żeby bawić się Mr B, ale już wczoraj, pierwszy raz leżał w łóżeczku i bardzo długo go obserwował. Mam nadzieję, że się zaprzyjaźnią!


Miękki szeleścik - sensoryczna tkanina z wypustkami. Posiada kolorowe wstążeczki i biało czarne elementy.
Szeleścik jest wykonany z miłego w dotyku materiału i nie mogę się doczekać, kiedy Olivier będzie się nim bawił z zaciekawieniem.


Oczami maluszka - harmonijka - Czwarty tom serii "Oczami maluszka". Książeczka dla niemowląt do 12 miesiąca życia. Zawiera ona czarno białe ilustracje z czerwonymi elementami, bowiem po czerni i bieli to właśnie kolor czerwony jest kolejnym kolorem , który rozróżniają niemowlęta.





Maluszka czas - plan aktywności dzień po dniu-dzienniczek dla młodych mam, pomagający uporządkować wszystkie informacje o noworodku w jednym miejscu.


 Książeczka podzielona jest na 3 kategorie:
- Dzień i noc maluszka
-Niezbędnik mamy
-Notatnik 
Jest poręczna i bardzo spodobała mi się forma notowania w niej.




2 pieluchy tetrowe wykonane z 100% polskiej bawełny



Jak same widzicie, zawartość mojego pudełka przyda mi się w większość troszkę później, kiedy Olivier będzie już starszy, było to jednak zamierzone przeze mnie. Wybrałam te produkty, którymi od dawna byłam zainteresowana i cieszę się, że udało mi się dostać je wszystkie w jednym pudełku bez zbędnego biegania p sklepach internetowych i płacenia za kilka przesyłek.

Polecam wszystkim z Was Pudło Malucha. Jestem pewna, że idea przypadnie i Wam do gustu i będzie świetnym rozwiązaniem dla każdej z Was, nawet w sytuacji, kiedy po prostu chcecie dać komuś oryginalny prezent urodzinowy :)


niedziela, 27 września 2015

Tydzień - czy to tak wiele?

Wczoraj minął tydzień. 7 dni temu przywitaliśmy na świecie Naszego Oliviera, Nasz cud.



19 września 2015 i 21:45 3630 g i 50 cm zmieniło Nasz świat nie do poznania :)

Jak wiele może zmienić tydzień?
Pomyślcie...dla nas to kompletna rewolucja w życiu, oczywiście na lepsze.
Od tygodnia notuję wszystkie spostrzeżenia, wszelkie zmiany, obserwuję i muszę przyznać, że niesamowite jest to, jak takie maleństwo potrafi zmienić się w 7 dni przy okazji uświadamiając mi, że czas naprawdę przy takim szkrabie mija bardzo szybko. Staram się łapać każdą chwilę, uśmiech, zmianę w zachowaniu, a
ostatnio nawet powiedziałam do Szymona, że chciałabym aby Olivier takim maluszkiem był przynajmniej rok, bym mogła się tym stanem nacieszyć, by nie przeleciał on między palcami...

Na szczęście nie dopadły mnie wielkie zmiany nastrojów, nie mogę narzekać, jednak przyznam rację tej osobie, która powiedziała mi, że najgorszy jest i będzie brak pewności siebie. Bo już przed porodem w mojej głowie kołatały się myśli w stylu: czy dam sobie radę? Jak to będzie? Czy będę umiała go karmić piersią? Czy, czy czy...?I zazdroszczę szczerze wszystkim tym kobietom, które rodząc dziecko nie bały się, wierzyły w siebie i wiedziały, że wszystko to, co robią jest dobre, słuszne.
Bo ja jestem matką wrażliwą. Potrafię patrzeć na Oliviera i czuję, jak czasem grochy spływają mi po twarzy bo obserwuję i tak kocham, że rozsadza mnie od środa i pisząc to wiem, że tylko druga kobieta potrafi mnie zrozumieć, bo miłość jakby podana w zastrzyku hormonalnym rozsadza mnie od środka. Facet obserwujący mnie z boku, pomyślałby oszalała!
Potrafię drżącymi rękami zmieniać mu w nocy pieluszkę i myślę każdego dnia: kiedy on to polubi i przestanie płakać?
Pierwsze dni zastanawiałam się czy mój pokarm jest dobry, czy się najada, czy wszystko jest ok, czy dobrze się odżywiam. Głowa była i jest pełna pytań i wiem że tak będzie jeszcze nie raz a wszystko dopiero przed nami.

Tydzień zmienia tak wiele...Niech ktoś zatrzyma na chwilę czas...Proszę.
Kochani, dziękuję, że jesteście, za każde gratulacje i słowa wsparcia, a teraz wybaczcie idę tulić mojego synka, dopóki jeszcze tak cudnie pachnie.


piątek, 25 września 2015

Nowy członek rodziny - 3630 g szczęścia

W Naszym życiu 6 dni temu pojawił się mały człowieczek i zrewolucjonizował świat. Z uśmiechem na ustach przypominam sobie słowa znajomych: Odpocznij, bo później nie będziesz miała czasu na nic (to te teksty z serii podtrzymujące na duchu, w stylu ja mam dziecko i postraszę mamuśkę co by lepiej w życiu niż ja nie miała), patrzę na naszego okruszka i uśmiecham się pod nosem, bo los chyba był dla mnie łaskawy. Owszem, nasza cudowna przylepa kocha się przytulać, uwielbia leżeć na piersi tatusia i czuć jego bliskość,ale wszystko to daje nam coraz większego powera do działania i na razie złego słowa o nowej sytuacji w naszym życiu nie mogę powiedzieć.

Co się zmienia? Wszystko, ale najgorzej kiedy człowiek uświadamia sobie, że każdego dnia dzieje się coś, co nigdy nie powtórzy się już na nowo...Jego pierwszy krzyk, liczenie paluszków, drżące nogi podczas pierwszej zmiany pieluszki, stres czy aby na pewno jego brzusio jest pełen, moje łzy kiedy zakrztusił się śliną podczas badania pediatry, pierwsza kąpiel w wanience, ciągłe myśli czy wszystko jest dobrze...Wszystko jest nowe, nieznane, każdego dnia mimo iż nie dzieje się nic specjalnego dzieje się tak wiele i musicie wybaczyć, ale nie chcę odpoczywać, nie chciałam i nie będę...bo od środka rozsadza mnie szczęście.

Znacie to?
Ile Wy potrzebujecie by poczuć się szczęśliwi?
Nam w sobotę wystarczyło 3830 g :)



Już niedługo napiszę coś więcej Kochani o pobycie w szpitalu i Olivierze, który tak zmienia nasz świat :)




piątek, 18 września 2015

Final Countdown - To ten dzień - Co zabiorę ze sobą do szpitala? (moja torba)

Nastał ten dzień. 18 wrzesień...a w mojej głowie wiele myśli. Za wiele. Nie mogę się nadziwić jak szybko mija czas. Dzisiaj wyciągnęłam test ciążowy z dwoma kreseczkami i łezka zakręciła mi się w oku i tak patrzę na kulkę którą mam pod biustem i na samą myśl, że za chwilę jej nie będzie, robi mi się miękko na sercu. Z jednej strony pojawia się radość i podekscytowanie z drugiej strony wiem, że kończy się pewien 9 miesięczny etap w moim życiu. Jeśli chcecie wiedzieć jak szybko mija 3/4 roku, zapytajcie kobietę w ciąży. Zapewne powie Wam to samo co ja: Bardzo szybko!

Cieszę się, że zainteresował Was mój ostatni post i na prośbę kilka osób dodaję dziś kolejna listę, tym razem podsumowuję co wepchnęłam do mojej torby.



TORBA MAMY:

1. DOKUMENTY
- dowód osobisty/paszport (mieszkam w Anglii)
- karta ciąży wraz ze wszystkimi badaniami

2. Koszule do karmienia
Spakowałam 3 sztuki. Jedną będę miała na sobie przed porodem wraz z legginsami , a dwie zostawiam na czas po porodzie. Wątpię, żebym miała siły i ochotę gramolić się w nogawki od spodni. Udało mi się dostać super rozpinane koszule noce w Primarku i jeśli tylko poszukujecie czegoś ładnego a będziecie w tym sklepie, polecam zajrzeć na dział z piżamkami.

3. Szlafrok
Kupiłam go...dzisiaj? Tak. Długo trwały poszukiwania takiego, który nie byłby:
a) biały - nie mam ochoty paradować w bieli na porodówce
b) gruby
Większość szlafroków dostępnych teraz w sklepach jest już gruba, polarowa,a jak pewnie większość Was wie, w szpitalu na porodówce jest gorąco o czym przekonałam się już nie raz podczas ktg. Poza tym, kobieta w ciąży ma wyższą temperaturę ciała.
W końcu znalazłam ideał. Tesco i F&F nigdy nie zawodzi!

4. Biustonosz do karmienia - idealne trafiłam w Mothercare. Spakowałam 2 sztuki.

5. Bielizna na zmianę - majtki, skarpetki.

6. Papcie i klapki - możecie oczywiście zdecydować się np na jedne klapki, ale ja pod prysznic wybrałam japonki a papcie na pewno przydadzą mi się przed porodem, do przemierzania sali :)

7. 2 ręczniki - mały i duży

8. Strój kąpielowy (dwuczęściowy) - mam nadzieję, że uda nam się załapać na poród w basenie

9. Wkładki laktacyjne (u mnie Lansinoh)

10. Podkłady i majtki poporodowe

11. Maść na brodawki Lansinoh

12. Kosmetyki : polecam miniaturki. Zabierzcie je wg uznania

13.  Pomadka do ust - dziewczyny zwróciły mi uwagę na to by o niej nie zapomnieć

14. Coś na zabicie nudy: książka, gazeta, mp3

15. Jedzenie i napoje : batoniki, isotoniki, banany, woda z małym dzióbkiem, ulubiona herbatkaPo

16. Ulubiona poduszka :)

Mam nadzieję, że moja lista i tym razem Wam się przyda i że o niczym  w pośpiechu nie zapomniałam.
Na koniec dodaję być może już ostatnie zdjęcie z brzuszkiem...rozczulam się bardzo kiedy na nie patrzę.

środa, 16 września 2015

Final Countdown - 2 dni - Co zabiorę ze sobą do szpitala? (dla maluszka)

Termin porodu coraz bliżej. Pojawiły się skurcze, pachwiny są coraz bardziej obolałe a ja schodzę z kanapy niczym mały słonik i niczym kaczuszka dreptam co pół godziny do toalety. Czasem już mam serdecznie dość, ale pić zgodnie z zaleceniami przecież trzeba a co za tym idzie, wędrówki do wc są moją stałą codzienną przygodą. Mówiłam Wam już jak bardzo nie smakuje mi angielska niegazowana woda? Zwłaszcza w ciąży. Nie wiem, co się ze mną dzieje, ale wmuszam ją w siebie na siłę, dla zdrowia, dla wyższego celu, wierząc, że dobrze mi idzie.

Około 3 tygodnie temu postanowiłam przygotować się odpowiednio do szpitala. Czas pakowania torby nastał! Przejrzałam blogi, zdjęcia na Instagramie, zrobiłam listę, zawiesiłam ją na tablicy,  a potem dodałam zdjęcie na swoim profilu by przeanalizować razem z Wami, co należy do torby wrzucić, czego w ogóle nie brać. I tak jak przypuszczałam, ile mam, tyle rad. Ba! Ile szpitali, tyle zaleceń. Przede wszystkim małe różnice mogą pojawić się już w przypadku tego, co zalecają wziąć tutaj w Anglii a co w Polsce. Ja przedstawiam wam moją listę, przygotowaną pod wymogi angielskie. Nie powinno być zbyt wielkiego zamieszania i mam nadzieję, że wpis okaże się pomocny dla osób, które będą pomocy potrzebowały, tak jak ja kiedyś.

Zgodnie z zaleceniem dziewczyn i położnej, postanowiłam spakować osobno rzeczy dla siebie i dla maluszka. Przygotowałam więc dwie torby. Uważam, że taki system może znacznie ułatwić sprawę. Nikt przecież w pośpiechu (czy to położna, czy partner czy nawet mama w bólu) nie ma ochoty przedzierać się przez wymieszane ze sobą pieluszki i biustonosze do karmienia.
Poza tym ktoś doradził mi, by osobno spakować zestaw dla położnej (zestaw rożkowy), który przekażemy jej tuż po porodzie, a osobno rzeczy na zapas.

3 tygodnie temu na Instagramie pojawiło się to zdjęcie:

Wczoraj przejrzałam zawartość torby jeszcze raz, dorzuciłam i odjęłam kilka rzeczy i to powstała moja lista :

DLA DZIECIĄTKA DO SZPITALA ZABIORĘ:
  1. ok. 20 sztuk pampersów
  2. 3 body z długim rękawem (lub 2 z długim jedno z krótkim)
  3. 3 pajace / śpiochy
  4. ok 4-5 pieluch tetrowych (początkowo miały być tylko 2-3, ale przeczytałam u którejś z Was że przydaje się więcej, np kiedy położymy maluszka na przewijak, na wagę czy choćby po to by mieć zapas podczas ulewania)
  5. smoczek - kwestia sporna, dzieląca położne, szpitale i mamy. Wolę go ze sobą po prostu mieć.
  6. niedrapki
  7. skarpetki
  8. czapeczki
  9. kocyk i otulacz
  10. podkłady do przewijania
  11. waciki - badając teren wśród znajomych które rodziły w Anglii i w tym samym szpitalu do którego ja pojadę, dowiedziałam się, że położne nie uznają chusteczek nawilżonych, tylko właśnie waciki i przegotowaną wodę, dlatego w torbę dla maluszka włożyłam paczkę wacików, a w swoją chusteczki nawilżone Waterwpies 
  12. kosmetyki: octenisept, Bepanthen, krem i puder (przezorny zawsze ubezpieczony jak to mówią)
  13. kilka patyczków do uszu do przemywania pępka i cewki moczowej (spodziewamy się chłopca)
  14. butelka 125 ml (nie załapała się na zdjęcie, biorę na wszelki wypadek)
  15. rożek 
  16. poduszka do karmienia (nie ma jej na zdjęciu)

W tzw ZESTAW ROŻKOWY (zestaw dla położnej po urodzeniu maluszka) postanowiłam włożyć
  1.  rożek a w nim:
  2. body na długi rękaw
  3. pajac
  4. czapeczkę
  5. skarpetki
  6. pampers
  7. niedrapki
  8. pieluszkę tetrową
Co z mojego zestawu się przyda? Nie wiem. Wiele z Was pisało, że w szpitalu ubierali dzieciątko w ich ubranka. W Anglii z tego co mi wiadomo, jeśli wszystko jest dobrze, mamę z maluszkiem wypuszczają bardzo szybko do domu . Wizyta trwa krócej niż w Polsce. Dawałyście mi też do zrozumienia, że kosmetyki, pewne ubranka mogą się nie przydać. Zdaję sobie z tego sprawę, ale lubię być ubezpieczona, nie mam też ochoty dzwonić co chwilę po kogoś i po prostu chcę mieć swoje rzeczy, swój zapas tuż pod ręką.

Do dzisiejszej listy dorzuciłaby tylko kwestię: WYCHODZIMY ZE SZPITALA. Ułatwmy życie naszym partnerom i razem z fotelikiem samochodowym spakujmy:
  1. ubranka dostosowane do pogody
  2. kocyk
Mam nadzieję, że moja lista Wam się przyda. Jeśli są tu Mamusie które mają coś do dorzucenia, dajcie koniecznie znać. Czekam na komentarze :)

A na koniec pochwalę się co dostaliśmy kilka dni temu w prezencie. Urocze prawda? :)






poniedziałek, 14 września 2015

Final Countdown - 4 dni - Czy dobrze jest mieć plan ?

Pracowałam w ciąży do 35 tygodnia ciąży. Pobudka 4:30, śniadanie, praca od 6, drugie śniadanie, dłuższa przerwa, powrót do domu po 14, szykowanie posiłków, czas wolny. 5 dni w tygodniu wszystko odbywało się podobnym torem a ja praktycznie cały czas czułam się fenomenalnie. Szczerze? Bałam się jak cholera tego okresu, kiedy przestanę pracować, wstawać wcześnie rano i dostanę przyzwolenie na chodzenie spać o której chcę a także wstawanie o której żywnie mi się podoba. Wszyscy straszyli: to będzie najgorszy miesiąc w Twoim życiu bo będzie ciągnął się w nieskończoność. Swoją drogą czemu nikt nie mówi nam na dzień dobry czegoś pozytywnego w takich chwilach? Tylko na każdym rogu ludzie dobra rada pocieszają Cię tekstem w stylu: JESZCZE NIE URODZIŁAŚ??? Ale masz duży brzuszek! Ciężko Ci?
A ja odpowiadam : nie! skąd! świetnie mi z tą wielką piłką pod cyckami która sprawia, że nawet skarpetek ubrać sprawnie samodzielnie nie mogę! ;)

Podobno każdy normalny miesiąc ma 30-31 dni ale w ciąży wszystko się zmienia i 9 miesiąc ma coś około 1234567 dni plus to co trzeba będzie przeczekać jeśli przenosimy maluszka. Zastanawiam się jak takie miesiące znoszą te z Was, które nie pracowały już np od 10tygodnia ciąży z własnej woli? Ja bym chyba zwariowała a okres ciąży byłby wtedy dla mnie czymś najdłuższym w historii mojego życia!
Trzymałam się, dawałam radę praktycznie do tamtego tygodnia (i to musząc być w domu tylko 5 tygodni), ale kilka dni temu coś pękło. I nie wiem czy to już kobiece zniecierpliwienie (bo przecież niepotrzebnie baba jedna nastawiła się na rodzenie przed terminem) czy po prostu właśnie tęsknota za uporządkowanym planem dnia. Bo nagle wszystko runęło. Przespane w stu procentach nocki sprowadziły się do tych przerywanych ze względu na różne pory zasypiania. Zaczęłam budzić się ok 4 i oczywiście mając czas na sprawdzenie co u Was przeglądałam Instagram by potem znów usnąć i chrapać w najlepsze do 10.
Jeśli do tego dołożycie jakże niesamowitą angielską pogodę, która chyba ostatnio się na mnie uwzięła i zesłała poranne deszcze usypiające mnie jeszcze bardziej, to otrzymacie dzień kompletnie rozbity plus babkę brzuchatkę zakopaną pod kołdrą we własnym łóżku.



Czy dobrze jest mieć plan dnia? Teraz wiem, że tak. I nawet kiedy siedzimy w domu na dupsku i wszyscy dookoła mówią nam: odpoczywaj! Korzystaj! Niedługo to wszystko się skończy ! ( Nie ma to jak podtrzymanie człowieka na duchu!) warto się zmotywować i nie leżeć. Bo w sumie to chyba tylko bóli w krzyżu od krzesła czy kanapy mogłabym się nabawić i potem płakać jaka to jestem znudzona i jak to mnie łupie w kręgosłupie! Ile można leżeć? Ile można odpoczywać kiedy w środku aż Cię nosi i nie możesz się doczekać kiedy maluch pojawi się w Twoim życiu a Ty zobaczysz z powrotem swoje śliczne stopy i pomalujesz sobie paznokcie bez konieczności odkrywania tajników gimnastyki i żałowania że nie masz gumy zamiast kości.

Dobrze jest mieć plan dnia. Lepszy, gorszy, bardziej czy mniej zaawansowany. Biję się w pierś i oficjalnie przyznaję, że moim zdaniem zawaliłam te kilka tygodni i na swoje życzenie jestem w takim punkcie a nie innym.
Dziś więc zaczynam od wyciągnięcia notatnika i spisania planu dnia na ten tydzień, wprowadzeniu rutyny, zorganizowaniu siebie. Daję sobie kopa w dupę. Tak, 4 dni przed terminem, ale na zmiany przecież nigdy nie jest za późno. A nóż widelec zaowocują fajnymi nawykami na przyszłość...

A Ty? Lubisz mieć plan dnia czy wstajesz o której Ci się żywnie podoba i jesz o której chcesz i co chcesz?
Miłego dnia! A ja idę zgodnie z myślą pomalować paznokcie, bo to chciałam zrobić od momentu kiedy tylko wstałam !:)


piątek, 11 września 2015

Final Countdown - 7 dni - 38 tydzień ciąży

Dzisiaj rozpoczęliśmy 39 tydzień ciąży. Podjadając ananasa postanowiłam podsumować ostatnie 7 dni, któe mamy za sobą.
Chyba nie muszę zbytnio podkreślać, że im bliżej terminu, tym więcej i częściej myślę o porodzie (dziś mi się nawet coś śniło, ach te wizualizacje!) i tym bardziej jestem podekscytowana. Mam za sobą dzień, kiedy zrezygnowana rozmawiałam z Olivierem i prosiłam by dał jakikolwiek znak, że zamierza opuścić mój brzuszek. Hormony wariują. Były dni kiedy uśmiechałam się od ucha do ucha, wszystko było w porządku i rozpierała mnie energia, a dla odmiany nastał też wczoraj dzień który chciałam tylko przeleżeć cały pod kołdrą i nie musieć wychodzić z łóżka.
Nie wstydzę się przyznać do tego, że nie zawsze jest kolorowo. Ba, nie zamierzam ukrywać, że nadszedł moment, kiedy otwierając szafę z ubraniami miałam ochotę w rozpaczy wszystkie legginsy i t shirty wyrzucić do kosza byleby tylko jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki pojawiło się w niej coś nowego, co pasowałoby na mój mało fit tyłek. Rozsądek podpowiadał: "wrzuć na luz", "nie denerwuj się". Jednak kiedy nadchodzą chłodniejsze dni, a ja nie mogę ubrać połowy moich bluzek, marzę tylko o tym by odświeżyć garderobę. Tak wiem, to takie typowe i  nie ma to w zaistniałej sytuacji żadnego sensu. Za tydzień, dwa, może kilka dni, brzuszek przecież zniknie...Wzięłam więc dwa głębokie wdechy i znów wybrałam  legginsy i wygodny t shirt i starałam się by zły humor zniknął.
Zdecydowałam więc wyciszyć się dzięki kolorowankom. Udało mi się zamówić nowe kredki a przy okazji dokończyłam starymi obrazek, który rozpoczęłam kilka dni temu. Oto efekty

Poza tym zaczęłam trening przekonywania się do kawy zbożowej. Jestem ciekawa, która z Was lubi Inkę. Pamiętam, że jak byłam młodsza, nie pałałam do niej wielką miłością. Tym razem chyba starcie zakończyłyśmy sukcesem i po porodzie koleżanka zagości w naszym domu na stałe. Zwłaszcza jeśli uda mi się karmić Oliviera piersią.
Nie ukrywam, cały okres ciąży piłam jedną, dwie kawy dziennie. Tylko że moje kawy de facto kawami nazwać nie można. Jak to kiedyś ktoś ujął, widząc ile mleka dolewam do kubka: "it's milky coffee" Mleczna kawa składająca się u mnie z pół kubka mleka i małej łyżeczki kawy rozpuszczalnej, pewnie nawet koło słynnego napoju nie stała, ale daje mi poczucie, że mimo 9 miesięcy nic się w moim życiu nie zmienia i po południu mogę wyłożyć nogi na kanapie i delektować się dobrym smakiem.
A Wy? Lubicie kawę? Zrezygnowałyście z niej w ciąży?



Starałam się by cały 38tydzień był bardziej aktywny. Dużo spacerowałam, udało mi się nawet wykonać ćwiczenia ze Skalpela Ewy (partię tylko na nogi i ręce) i zaczęłam gdzieś podświadomie misję :przyspieszamy poród. Niestety, poza kilkoma skurczami, nastąpiła wielka denerwująca mnie cisza. Olivierowi ewidentnie nie spieszy się na świat a nawet postanowił mnie troszkę postraszyć i wyciszyć się w brzuszku. Od wczoraj ruchów było mniej. Ze względu na ułożenie łożyska i tak odczuwam jego turlanie i kopniaki dużo delikatniej niż inne dziewczyny. Jestem jakby"wytłumiona od środka" przez co nigdy nie bolały mnie jego ruchy czy rozpychanie i i mogłam spokojnie spać w nocy. Podświadomie zwracam jednak bardziej uwagę na momenty ciszy i taki właśnie nastał wczoraj i dzisiaj rano. Nie pomogło śniadanie, zimna woda, leżenie na boku, maluszek chyba postanowił uciąć sobie drzemkę, a ja zdecydowałam by wybrać się na ktg. Zazwyczaj ściśnięty pasami zaczynał wariować, dzisiaj niestety tak nie było. Położne w szpitalu były dla mnie przemiłe, w żaden sposób nie dały mi odczuć, że panikuję. Cierpliwie czekały i mimo iż były bardzo zajęte (dopiero ok 16 dowiedziałam się, że przyjęli dzisiaj 8 porodów!), zaopiekowały się mną. Odczyt okazał się prawidłowy, usg także nie wykazało żadnych błędów, a mi przy okazji udało się kolejny raz zobaczyć naszego maluszka. Dało mi to wiele radości i poczucie bezpieczeństwa, świadomość że wszystko jest w normie. Jutro mamy się jednak zjawić po raz kolejny na kontrolnym ktg dla pewności, ponieważ podkreśliłam położnej, że ruchy był słabe i było ich mniej niż zazwyczaj. W moim przypadku takie ułożenie łożyska okazuje się czymś dobrym tylko pod względem nie odczuwania bólu, ale czasem daje więcej powodów do zmartwień...

Kończę ananasa i zaraz wybieram się "popływać" w wannie w nadziei że Olivierowi się przypomni, że pobyt w hotelu all inclusive się kończy. A Wam dziękuję za tak liczne komentarze i że przeżyliście z nami ten 38 tydzień ciąży.

Dobranoc :)

środa, 9 września 2015

Final Countdown - 9 dni. Jak poprawić sobie nastrój kiedy szaro za oknem?

Pogoda w tym roku nas nie rozpieszcza. Zwłaszcza tutaj w Anglii. Wszystkich z Was, którzy mają ochotę ponarzekać na to, co się działo w Polsce, z całego serca przekonuję, że źle nie było i uwierzcie mi, że gdybym nie była w ciąży, to pewnie popadłabym w depresję ze względu na brak wysokich temperatur na wyspach. Sytuacja jest o tyle dobijająca, że mieszkamy bardzo blisko wybrzeża i tak naprawdę każdy weekend moglibyśmy spędzać na plaży. Gdyby nie brzuszek pewnie wzięłabym urlop i wyjechała na dwa tygodnie do ciepłych krajów, żeby doładować baterie i nacieszyć się choć odrobiną upałów, które ominęły Wielką Brytanię.
Patrząc za okno w duszy pogodziłam się już z faktem, że kiedy urodzi się Olivier raczej nie nacieszymy się spacerami przy 25 stopniach i pięknym słońcu, dlatego otworzyłam szafę, wyciągnęłam z niej kalosze i zabrałam się za doprowadzanie ich do porządku. W międzyczasie zdałam sobie sprawę, że zaginął gdzieś mój super środek do Hunterów, który zawsze wykorzystywałam do konserwacji. Tak na marginesie: czy są tutaj czytelniczki które także posiadają te kalosze i mają ten sam kłopot co ja? Czytaj: Huntery po prostu uwielbiają się utleniać. Przyjrzyjcie się im w sklepie. Nawet tam znajdą się takie, które mają szary denerwujący mnie nalot. Chwała więc temu, kto wymyślił portale internetowe i środki do czyszczenia mebli typu Pronto. Doinformowana szybko postanowiłam wykorzystać ten środek i uwaga:  Świetnie zastępuje on drogie produkty do konserwacji kaloszy i doprowadził moje buty w 3 sekundy do stanu używalności!

Wraz z nadejściem szarych dni za oknem, zaczęłam też przeglądać oferty sklepów. I znalazłam kilka fajnych propozycji odzieżowych na jesień, ale wtedy pomyślałam: poczekaj aż się w nie zmieścisz!
O ironio! Przecież taka prawda. Nie przytyłam w ciąży dużo, ale w stare jeansy się nie mieszczę, więc coś czuję, że czeka mnie przegląd garderoby a przy okazji będę mogła nieco ją po porodzie odświeżyć. Kiedy bowiem patrzę się na stare jeansy, które do tej pory wydawały mi się niezastąpione, uświadamiam sobie, że może jednak takie super nie są i że czas na nowe!
A propos: Zakupy! Czy może być coś lepszego dla kobiety? Ostatnio widziałam kabaret, w którym jeden z panów wypowiadał się na temat swojej żony: "Słuchajcie, gdy ona widzi napis SALE załącza się jej RLS, czyli zespół niespokojnych nóg. " Spojrzeliśmy się tylko na siebie z moim chłopakiem i zaczęliśmy się głośno śmiać, bo nie ukrywajmy:  coś chyba w tym jest drogie Panie, zgodzicie się ze mną?
Pomyślcie jednak, co może być jeszcze lepszym poprawiaczem nastroju niż zakupy? 
Czekam tutaj na Wasze propozycje, a tymczasem, rzucam szybko moją: NIESPODZIANKA OD PRZYJACIÓŁKI!
Kiedy do drzwi niespodziewanie puka kurier z paczką a po jej otwarciu Waszym oczom ukazuje się taka cudowna zawartość, zły nastrój i smutek znika i  nie mogłam mieć już złego dnia. Z resztą same zobaczcie:

Moja cudowna przyjaciółka Patrycja zadbała przede wszystkim o Oliviera. Ciocia bardzo go już kocha i wie co dla niego będzie dobre. Zobaczcie jakie cuda znalazły się w paczce:
-przepiękne ubranka, które idealnie trafiają w maminy gust, a przy okazji na pewno spodobają się Oliemu,
- super edukacyjna zabawka od której mi robi się kolorowo i mnogo w oczach. Jestem pewna, że nasz synek będzie nią zachwycony
- gryzaczek - bardzo bym chciała, żebyśmy ten etap przeszli jak najlżej, ale zdaję sobie sprawę z tego, że może to być trudne
- książeczki kontrastowe, które zachwyciły mnie jako mamę i już nie mogę się doczekać, kiedy razem z Olivierem będziemy je oglądać i będę mu opowiadać o zwierzątkach  i owocach z obrazków





Nie spoczywajmy jednak na laurach. I dla mamy trafiła się super niespodzianka! W sam raz na jesienne wieczory! Jeśli więc nie macie pomysłu, co robić, kiedy za oknem jest coraz ciemniej albo pada deszcz ja już z tego miejsca rzucam dla Was trzy propozycje do których zamierzam wykorzystać prezenty od mojej Pati:
- super kolorowanki dla dorosłych! Mój chłopak patrzył na mnie z niedowierzaniem kiedy kupiłam swój pierwszy egzemplarz, ale uwierzcie mi: To działa! Jestem nimi oczarowana i cieszę się, że zdobyłam nowy zapas. Na pewno starczy na wiele jesiennych chwil - pytanie tylko czy przy takim maluszku będę miała czas dla siebie ;)
 - Turbie Band zamierzam wykorzystywać podczas SPA dla włosów. Po porodzie na pewno będą potrzebowały nadal odżywienia. Obiecuję napisać już niedługo jakie produkty zamierzam wybrać do pielęgnacji.
- dobra książka nigdy nie jest zła. Nadrabiam zaległości. Czyli po prostu: odchamiam się. A przyjaciółka oczywiście zadbała o to bym się wieczorami nie nudziła. Trafiając w bliską mi aktualnie tematykę


Podobają Wam się prezenty które dostałam? Jestem ciekawa ile z nich znacie. Czekam na Wasze propozycje poprawiaczy humoru w jesienne szare dni. Stwórzmy listę, która wesprze wszystkich walczących z przesileniem kiedy za oknem pogoda nas nie rozpieszcza!

A Tobie Kochana przyjaciółko z całego serca dziękuję i tutaj (wiem, że to przeczytasz!)

Miłego dnia :)

poniedziałek, 7 września 2015

Final Countdown - 11 dni. Sweet Treat od Rimmel

Kiedy ktoś ze znajomych powiedział mi, że ostatni miesiąc ciąży będzie tym najdłuższym w moim życiu, uwierzyłam. Końcówka ciąży, wyczekiwanie, czas który trzeba spędzić w końcu w domu (koniec z pracą). Zastanawiałam się ciągle i zadawałam sobie pytanie: "Co ja będę robić?"
Muszę jednak przyznać, że nie jest najgorzej i sytuacja nie wygląda tak dramatycznie. Być może dużym plusem jest tutaj fakt iż staram się ciągle czymś zająć, dużo spacerować i korzystać z wolnego czasu na świeżym powietrzu. Wbrew ostrzeżeniom te ostatnie dni mijają mi naprawdę bardzo szybko, nie snuję się jak cień po mieszkaniu, co nie zmienia faktu, że chciałabym aby Nasz Skarb był już z nami. Zapewne dobre samopoczucie ma tutaj także wielki wpływ na ocenę całej sytuacji w jakiej się znalazłam, ale przyznam się Wam, że owszem, narzekać nie mogę i nie będę. O nie! Wszyscy piszą: korzystaj, odpoczywaj, bo potem nie będzie na to czasu. A ja pytam: "Ale ile można?" Od nic nie robienia  i leżenia na kanapie przed telewizorem dostałabym tylko większego bólu pleców czy nóg, dlatego staram się pozostać aktywna.

Pogoda odrobinę się polepszyła,  dlatego w ramach przełamania jesiennej nadchodzącej szarugi, postanowiłam jeszcze zainwestować w odrobinę cukierkowego lata, tym razem na paznokciach. Przejrzałam zawartość kuferka z lakierami i wybór padł na Rimmel. Bardzo cenię sobie serię 60 seconds, ze względu na dostępność (drogerie), niską cenę która idzie jednocześnie w parze z dobrą trwałością. Wybór kolorów jest ogromny i nie muszę chyba ukrywać, że przygarnęłabym większość tego co oferują mi sklepowe półki od Rimmel.

W ramach walki z szarugą, polecam zainwestować w Sweet Treat Rimmel 60 Seconds Super Shine By Rita Ora. W kwestii jakości nie mogę mu nic zarzucić. Sprawdza się u mnie rewelacyjnie! Do tego na zachętę dorzucam Wam informację, że lakier ma szeroki pędzelek, który niesamowicie ułatwia aplikację tego kosmetyku o kremowej konsystencji. Osobiście zawsze nakładam na paznokcie  dwie cienkie warstwy, ale jeśli  któraś z Was znajdzie się w sytuacji awaryjnej i tuż przed przed wielkim wyjściem zda sobie sprawę, że ma ochotę jeszcze na manicure, zadowalający efekt możecie uzyskać już dzięki jednej warstwie.
W kwestii 60 sekund...hmmm...może nie jest to dokładnie minuta ale narzekać na wysychanie też nie będę. Zadowala mnie fakt, że nie muszę używać wysuszacza ani chodzić po mieszkaniu i machać rękami przez 20 minut w nadziei że emalia w końcu się utwardzi a ja łaskawie będę gotowa do działania.

Podsumowując: malowanie paznokci Sweet Treat to dla mnie wielka przyjemność a sam kolor niesamowicie cieszy oko. Ot, słodki róż w sam raz na lepszy humor.

Podoba się Wam? Lubicie lakiery Rimmel? Czekam na opinie :)





czwartek, 3 września 2015

Final Countdown - 16 dni. Łóżeczko Oliviera i kilka przemyśleń...

Witajcie! Nawet nie wiecie jak bardzo ucieszył mnie tak liczny odzew pod wczorajszym postem. Wiele  z Was przybyło tutaj do mnie z Instagramowego świata, co tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że dotychczasowe działania, miały sens, a kilka kontaktów nie zostało nawiązanych na darmo. Dziękujemy Wam bardzo za życzenia i trzymanie kciuków za Nas, już nie mogę się doczekać kiedy zobaczymy Oliviera i kiedy ogłoszę Wam wspaniałą nowinę, że jest z nami. Tymczasem długo zastanawiałam się o czym chciałabym dzisiaj napisać i temat się trafił, praktycznie spowodowany jedną przypadkową rozmową...

Chciałam bowiem pochwalić się Wam jak zorganizowaliśmy kącik dla Oliviera, jak udało mi się w przypływie energii udekorować jego łóżeczko. Nie muszę chyba zbytnio nikogo przekonywać do tego, że urządzanie takiego miejsca dla maluszka, wiązało się zarówno dla mnie jak i dla Taty z wieloma emocjami. Podejrzewam, że oczywiście ja (ze względu na tzw ciążowy syndrom wicia gniazda) byłam o wiele bardziej podekscytowana niż on, ale kiedy wszystko było już zakupione, wyprane, wyprasowane i gotowe, a my niedowiarki pomyśleliśmy, że już niedługo Olivier będzie taki malusi leżał w tym łóżeczku (albo płakał, żeby go stamtąd szybko zabrać!), zrobiło nam się miękko na serduchu i lekko ugięły nam się nogi. W takich chwilach po prostu dociera do człowieka, że to wszystko dzieje się na prawdę i że stwarzamy dom dla naszego Malucha, którego od 8 miesięcy noszę w brzuszku i któremu kończą się  powoli wykupione wczasy w hotelu all inclusive. Pytanie tylko czy do niego to dociera, jak myślicie? :)
Pomysłów na wystrój było wiele, idea przeganiała ideę i szczerze? Nie raz posiłkowałam się stronami sklepowymi, Instagramem czy aukcjami na Allegro. I tu przyznaje się wszem i wobec, gdybym nie miała możliwości zamawiania produktów z Polski, zapewne nie miałabym takiego mętliku w głowie. Bo dopiero przeglądając oferty polskich sklepów uświadomiłam sobie jak wiele mam opcji ale przede wszystkim,  co to znaczy business zarobkowy na dzieciach. I szczerze? Przeraziłam mnie to !
Być może wiele z Was się ze mną nie zgodzi, być może napisze że tego nie zaobserwowało, ale ja sama przeglądając strony, kalkulując koszty i po jakimś czasie porównując zarobki w Polsce do cen jakie powitały mnie na internecie plus do tego co kto kupuje i pokazuje na Instagramie pomyślałam: w Polsce biedy nie ma!
Swoją drogą, nawet gdybym chciała zaszaleć, to będę nadal upierać się przy tym, że w Anglii nie ma nawet 20% tego co jest u nas w kraju dostępne. I to wszystko do kogoś trafia, do kogoś wędruje, jest na to popyt. Owszem, sama dałam się porwać, zamawiając  pościel z Allegro. I bardzo cieszy mnie fakt, że nie jest to tylko w kolorach pink i blue jak w większości przypadków w Anglii.  Kompletując wyprawkę dla Oliviera starałam się jednak nie popaść w paranoję i nie dać się porwać emocjom i wszem i wobec nie ukrywam, że w takich chwilach jestem z siebie dumna że podołałam wyzwaniu. Przybijam piątkę Anglikom za tutejsze wyprzedawanie rzeczy po dzieciach w stanie idealnym za grosze. Odpalam Facebooka, wchodzę na lokalne For sale i bingo, oszczędzam masę pieniędzy! W taki właśnie sposób udało mi się zdobyć cudowne łóżeczko John Lewis za bezcen w nienaruszonym stanie, a tak na nowe pewnie wydałabym ok 350-400 funtów. Przykładów mogłabym wymieniać i wymieniać i być może u kogoś z Was w głowie pojawi się myśl: "Nie ma się czym chwalić. Pierwsze dziecko a ona kupuje używane rzeczy, phi! Na dzieciach się nie oszczędza", jednak ja nadal twierdzę i apeluję: NIE DAJMY SIĘ ZWARIOWAĆ!

Nie wiem czy pobyt w Anglii i obserwacja mentalności tutejszych ludzi tak na mnie wpłynął, czy po prostu nigdy nie miałam zapędów do najdroższych rzeczy, ale oświadczam że nie czuję się w żaden sposób gorsza, że mój synek będzie leżał w łóżeczku po innym maluszku, czy nosił śpiochy po starszym koledze. I jestem bardzo ciekawa jakie jest Wasze podejście do tej całej kwestii? Jest wiele rzeczy, które pewnie chciałabym jako mama, ale potem pytam siebie dwa razy, czy Olivierowi w wieku 2 miesięcy zrobi różnicę czy ma przy wózku torbę za 500 czy za 100 zł? A może faktycznie zacznie płakać bo nie wsadziłam go do cudownego wózka za 5 tysiący złotych...(swoją drogą, kto wymyśla takie ceny!!!) Oczywiście, każda z nas ma w sobie zalążek zakupoholiczki i chce kupić, chce się tą chwilą cieszyć. Pisząc to wszystko zastanawiam sie tylko ile z Was zdecydowało się przyhamować jak ja, znaleźć złoty środek, wypośrodkować tą szaloną pędzącą machinę....
A tymczasem, po przemyśleniach znudzonej siedzeniem w domu baby w 38 tygodniu ciąży (wg informacji od Boots to dziś go zaczęliśmy), zapraszam Was do obejrzenia kilku zdjęć łóżeczka Oliviera, bo to nim dzisiaj się chwalimy, na resztę przyjdzie pora.





Łóżeczko - nowe można zakupić w John Lewis | kule i girlanda -ebay.co.uk | pościel - Allegro terefere-sklep | ochraniacz do łóżeczka - Allegro forbebe | zabawka mr B - pudło malucha | zabawki krab i miś - Mothercare

środa, 2 września 2015

Final Countdown - 17 dni

17 dni...gdyby się tak nad tym dłużej zastanowić, można by oszaleć. Człowiek zdaje sobie sprawę z tego, jak szybko mija czas.Przelatuje między palcami.  Pamiętam dokładnie styczniowe sobotnie popołudnie, kiedy w drżących rękach trzymałam test ciążowy i czekałam na wynik. Wiedziałam, bo trudno jest oszukać siebie, organizm i przede wszystkim wyraźne fakty, ale przecież sprawdzić wypadało, prawda? Otrzymać wyraźne potwierdzenie. Kawałek plastiku i dwie kreseczki - niby tak niewiele a tak dużo, bo nagle człowieka ogarnia ogromna euforia, radość nie do opisania. I tak było w Naszym przypadku. Chyba nie muszę ukrywać, że popłakałam się jak dziecko i z rozmazanym tuszem na policzkach wyszłam z łazienki by oznajmić nowinę Sz., ale tak naprawdę przecież nie musiałam nic mówić...on już wiedział.

37 tygodni ciąży minęło tak szybko, że nawet nie jestem w stanie ogarnąć myśli. Zostało tylko 17 dni...Zapytacie, dlaczego tak długo mnie nie było, dlaczego dopiero teraz zdecydowałam się napisać, dać znak życia.  W Anglii urlop macierzyński rozpoczyna się bardzo późno(jeśli wszystko przebiega zgodnie z planem) i tak było w moim przypadku. Teraz, kiedy jestem w domu i mam dużo wolnego czasu, naszła mnie wewnętrzna potrzeba zapisania tych ostatnich chwil, momentów, podzielenia się nimi z Wami.  Być może blog zmieni przez to swój charakter, a być może po prostu nadam mu nowy bieg, jednak dzięki temu wpisowi, pierwszemu po tak długiej porze, chciałabym zaprosić Was do mojego świata, ba!naszego świata, który niedługo się zmieni. Ci z Was, którzy mnie znają i pamiętają, wiedzą, że zawsze lubiłam tą formę komunikacji, a pisanie działa na mnie jak swoistego rodzaju terapia, dlatego już dziś Kochani, zapraszam Was na finałowe odliczanie. Termin: 18 wrzesień. Nasz synek rozpycha się w brzuchu a ja zastanawiam się: kiedy do nas zawita? Wczoraj w całym tym podekscytowaniu i korzystając z nadmiaru energii przemeblowałam mu troszkę pokój, przeorganizowałam łóżeczko, przygotowałam już nawet wózek. Torba zawisła na swoim miejscu a słynny miś czeka na swojego kolegę i już nie może się doczekać kiedy wybiorą się na pierwszą wycieczkę. Teraz tylko pozostaje mi czekać, a czekanie ponoć w tym wszystkim jest najgorsze.Mówi się że ostatni miesiąc ciąży ma 1594585 dni a nie 30-31...przekonajmy się ile potrwa u mnie 17 dni. W nadziei, że nasz mały lokator zdecyduje się przywitać z nami przed czasem.

Jestem ciekawa ile osób z Instagrama trafi tutaj by czytać to, czym chcę się z Wami podzielić, ile z Was okaże się przyszłymi albo obecnymi Mamusiami. Czekam na Wasze znaki życia, że jesteście tutaj ze mną, ba, z nami, bo Olivier będzie słuchał, co napisałyście.

Pozdrawiamy

torba Lupino od Colorstories
kocyk bawełniano welurowy  Pink no more ze strony Mamissima