poniedziałek, 13 października 2014

O tym jak HERBALISM zawładnął moją twarzą - LUSH

Jeszcze niedawno patrzyłam z zazdrością na wszystkie kosmetyki Lusha które mogłam wypatrzyć na Waszych blogach. Wielokrotnie obiecywałam sobie, że po przylocie do Anglii, od razu zamówię małe co nieco wprost z dostawą do mojego domu, ale ciągle albo nie było okazji, albo było szkoda mi pieniędzy albo po prostu w zasięgu moich rąk pojawiło się coś innego. Teraz, po namyśle nie żałuję, że w moim mieście nie ma sklepu stacjonarnego tej marki, bo zapewne totalnie bym zbankrutowała i popadła w zakupoholizm, a mój chłopak wystawiłby mnie z bagażami poza dom i tyle bym go widziała. Nie byłabym jednak sobą gdybym nie czekała na odpowiedni moment. Nazywam to tak zwanym czajeniem się na lisa. Cierpliwie odwlekałam w czasie zaciekawienie i fascynację aż w końcu nadszedł ten dzień, dzień testu i sądu ostatecznego, sprawdzian dla mnie i mojego portfela...:)


 Przy okazji wypadu i zakupów w Bournemouth nie mogłam sobie odmówić spacerów przez uliczki w poszukiwaniu sklepu Lush. Ja bym nie znalazła? Nie byłabym sobą! Nie muszę chyba podkreślać że cukiereczki biły po oczach na kilometr a ja wiedziona dzikim instynktem wparowałam do środka. I w tym momencie nastapiło takie wielkie STOP. Przede wszystkim, zahamowałam wdziwiona widokiem dwóch panów którzy namiętnie próbowali mi zachwalić cudowne i jakże magiczne właściwości kul do kąpieli czy maseczek do twarzy. Chłopaki posiadali wiedzę dwukrotnie przynajmniej większą od mojej, na co w mojej głowie pojawiło się tylko jedno : REALLY? Podziękowałam uprzejmie i stwierdziłam, że kule wybiorę sama a do tego dobiorę jeden kosmetyk, który wzbudzi moje zaufanie opisem.Nie ukrywam, wybór w sklepie Lusha był tak ogromny, że dopadła mnie kompletna dezorientacja. Nie wiem kto poupychał to wszystko na tak małej liczbie m2, ale udało mu sprawić bym dostała oczopląsu. Błądząc między tabliczkami z informacjami o danych produktach, palec bezwiednie powędrował do czyścika zawiniętego w zielone coś. Do kasy powędrowałam z czyścikiem do ciała i twarzy o ziołowej nazwie Herbalism (nie mylić z Herbapolem itp)
Pan przy kasie bez najmniejszego pośpiechu (o Anglio!) zapakował wszystkie kule do kąpieli w osobne papierki a całość zwieńczyła czarna ekologiczna torba z bijącym na kilometr zajączkiem i informacją, że firma produktów swych na zwierzaczkach nie testuje.

No właśnie, może zacznijmy od początku, czyli od małego co nieco na temat Lush. Skąd moje zainteresowanie tą marką? Przede wszystkim dlatego, że firma szczyci się iż swoich cudeniek na króliczkach i innych futrzakach nie testuje, a poza tym i chyba głównie dlatego iż produkty te nie zawierają konserwantów oraz są robione ręcznie (kto mi załatwi tam pracę?) Ideał? Jeśli dodamy do tego króciutki termin ważności, nic tylko brać, gdyby nie cena. Tanioszka to niest i przez to zahamowała moje zapędy do wydania pieniążków. I powiem Wam szczerze, 3 - 4 funty za kulę do kąpieli może wydać  sie komuś niewielką sumą. Jednak jeśli już kul kupić chcemy więcej, a dwa dodamy do tego fakt, że wrzucamy i po minucie cudo znika pozostawiając lekko musującą pianę, wesoło już tak nie jest. Przynajmniej dla mnie. Choć nie ukrywam, że wynagrodzeniem jest niebiański zapach długo utrzymujący się w naszej łazience i doprowadzający zmysły do ekstazy. Raz na jakiś czas? Czemu nie.

Lush chwali się głośno produkcją kosmetyków wegańskich i naturalnych, czytałam jednak, że spotkałyście się ze składami, które do supernaturalnych nie należą i często można znaleźć w nich SLSy które naszą skórę przesuszyć lubią. Ja nie narzekam. Trafiłam raczej idealnie. Do rzeczy więc!

Na zielony czyścik skusiłam się głównie z myślą o twarzy. Chciałam w swoich zasobach posiadać coś co ma naprawdy dobry skład i oczyści moje wszystkie kochane przeze mnie zaskórniki na nosie i reszcie buźki. Ach jakże ja je uwielbiam! Zieloną pastę postanowiłam zakupić w 100 g czarnym pojemniczku za cenę 6,75 funta.  Musielibyście widzieć moją zadowoloną minę! Zagubiona dziewczynka wśród masy różności odnalazła to, na co miała ochotę! Cud nad Wisłą!
Zaciekawiona błądziłam wzrokiem po opakowaniu a na nim cwany producent chcąc zaspokoić mą ciekawość zawarł co następujące:
skład (o tym za chwilę), datę ważności,  informację że kosmetyk został wykonany ręcznie, jak należy go stosować, wszelkie dane firmy, wiadomość że walczą z testowaniem kosmetyków na zwierzętach, że w pudełeczku znajdziemy tylko świeży i 100% naturalny cud, a nawet kto kosmetyk do niego wcisnął i do kogo mam składać wszelkie zażalenia odnośnie zawartości w razie gdybym była strasznie niezadowoloną konsumentką.
Znalazłam też dość fajny "chłyt" marketingowy: Przynieś z powrotem 5 kubeczów Lusha z danym logiem a otrzymasz jedną maskę za darmo. Nic tylko kupować, testować i zużywać!

 Zielona papka niestety nie kusi, ani wyglądem ani zapachem. Po pierwszym zanużeniu noska w pudełeczko chciałoby się krzyknąć niczym osioł ze Shreka : Prawie mi wyżarło nos! Jednak czego się nie robi dla urody! I powiem Wam szczerze, ja do ziołowej zieleniny się bez dwóch zdań przyzwyczaiłam i nawet darzymy się sympatią.
Jak to cudo stosować? Dla ciekawskich instrukcja na stronie producenta o tutaj a w skrócie: nabrać na dłoń, zmieszczać z odrobiną wody na papkę i masować buźkę, spłukać i cieszyć się gładką, miłą w dotyku skórą.
Cóż mogę napisać? Ja dla czyścika przepadłam! Przede wszystkim dlatego, że moja buzia bardzo go polubiła, jak nic innego i to od dawna! Po umyciu mogę się cieszyć gładką, miłą w dotyku i zdrową cerą. Nie jest przesuszona a wręcz delikatnie nawilżona, natłuszczona. Same plusy! Polubiliśmy się na tyle że kosmetyk ten używam dwa razy dziennie  a czasem i nawet po powrocie z pracy i trzeba przyznać, jest skubaniec bardzo wydajny. Trzy miesiące przydatności sprawiają, że od czasu do czasu nakładam go także pod prysznicem na szyję i dekolt, aby produktu nie zmarnować. 100 g produktu na trzy miesiące? Dlaczego by nie. Cofam wszelkie narzekania na cenę, bo po przekalkulowanie kosztów,  ok 11 zł na miesiąc za dobry produkt do twarzy, nie jest moim zdaniem czymś wyjątkowo ciężkim do zaakceptowania.

Czas na skład:Mielone migdały, kaolin, chlorofil (albo woda chlorofilowa), pokrzywa, rozmaryn, ryż, ekstrakt gardenii, trochę róży i rumianku oraz olej szałwiowy. 
Żyć nie umierać ! I tylko stosować


Zielono mi chciałoby się rzec! Buzia jest happy a więc i ja jestem happy. A Wy? Czy mój zielony koleżka przypadł Wam do gustu? Mam nadzieję że tak. I w tym miejscu czekam na wszelkie komentarze i doświadczenia związane z marką Lush. Kto stosował Herbalism? Rączka do góry! Kto poleca mi coś ciekawego? Czekam na komentarze :)


26 komentarzy:

  1. Z nieba mi spadłaś z tym postem, właśnie kompletuję listę zakupową, mam nadzieję, że już w przyszłym tygodniu będę miała swoje perełki:)
    Ten czyścik mnie zaciekawił, głównie ze względu na migdały i glinkę, z obu tych składników moja skóra jest zadowolona:) zapisuję na listę!
    myślałam jeszcze o jakiejś maseczce, możesz coś polecić?skóra tłusta, problematyczna:)
    aa i jeszcze, te czyściki można kupić na wagę?jakie jest oryginalne opakowanie, chodzi mi o pojemność:)
    pomocy, błądzę jak we mgle, a czas goni:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. możesz go kupić w wersji 100 g i 250 g i to są wsumie oryginalne opakowania, ja bynajmniej nie miałam styczności z niczym innym typu krojenie jak mydło, bo raczej wszystko by się kruszyło i rozspywało bez opakowania bo masa jest taka niby zbita ale lekko ruszona rozyspuje sie na lewo i prawo brudząc umywalkę przy okazji
      co do maseczek niestety nie pomogę, bo nie mam żadnego doświadczenia ze skórą tłusta i problematyczną
      czyścik wzięłam by skórę oczyścić porządnie ale przy okazji pilnowałam żeby jej nie przesuszyć

      Usuń
  2. Nie znam Herbalism ale Lusha darzę miłością ogromną - albowiem jest niedostępny heheh :)
    Miałam kilka rzeczy - moimi ulubieńcami są maseczka jagodowa i wszelkiej maści umilacze do kąpieli i myjąca galaretaka i mydełka i myjaki ojejejjeej tak strasznei bym chciała kiedyś spróbowac Buche de Noel, który wychodzi tylko raz w roku na święta BN....w każdym razie z jednej strony żałuję a z drugiej się cieszę, bo podobnie jak Ty miałabym nielada problem gdyby Lush był tak na podorędziu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Buche de Noel...musze zapamiętać i zamówić
      chcesz też?:)

      Usuń
  3. KUSISZ. Ja jestem jednak wciąż na etapie czajenia się na lisa :D ale ten czyścik niesamowicie mi się podoba. Kiedyś na pewno wpadną w moje łapska :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Przepraszam,że trochę z innej beczki, ale potrzebuję porady włosowej - mogłabyś mi polecić coś co doda objętości, ujarzmi "szopę" i doda blasku? :) A i jest jeszcze jedno ale - musi być odżywka lub coś płynnego, bo moje włosy mają tendencję do nadmiernego oklapnięcia :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. polecam rosyjską drożdżową maskę Babuszki Agafii, zawsze świetnie nawilża i nie przeciąża moich włosów
      możesz ją stosować jak odzywkę, na minutkę po myciu

      Usuń
  5. herbalismu nie miałam, ale znam aqua marinę, która świetnym czyścikiem jest :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja tylko czekam aż uda mi się wreszcie ruszyć tyłek do jakiegoś cywilizowanego kraju, w którym jest Lush i zrobię tam zakupy życia. Teraz niestety muszę się obejść smakiem, bo w Pl takich dobroci nie uświadczysz :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. pamiętam jak duży apetyt miałam na nie mieszkając w Polsce

      Usuń
  7. Zawsze mi się podobało, jak on wygląda! Ale nigdy się nie skusiłam. Za to bardzo polubiłam inne "myjadła" Lusha. Zwłaszcza "Angels..."

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie miałam jeszcze okazji używać kosmetyków z tych linii, trzeba spróbować :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. daj znać co o nich sądzisz jeśli Ci się uda je zakupić i wypróbować

      Usuń
  9. A dzisiaj właśnie na niego patrzyłam na stronie Lush'a :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Kiedy miałam możliwość obkupić się w Lush'u, to akurat marka ta nie ciekawiła mnie tak jak teraz. Może nie osiągnęłam poziomu chciejstwa wielkiego, ale jakieś tam chciejstwo jest ;) Widzę, że wykombinowali z tymi opakowaniami jak MAC :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie miałam styczności z MACiem
      ale dobrze wiedzieć :)

      Usuń